19. Dziewczyna o niebieskich włosach

Obudziła się przez rażące ją promienie słońca. Chciała się przeciągnąć, ale szybko zrozumiała, że nie jest sama na łóżku. Odwróciła się w stronę blondyna, który cały czas smacznie spał. Uśmiechnęła się delikatnie i ostrożnie wyczołgała się z łóżka i po cichu udała się do wyjścia. Przy wyjściu jeszcze raz spojrzała na chłopaka. Zauważyła, że nie śpi, ale mimo wszystko udaje, że tak nie jest. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Podeszła do niego i nachyliła się nad nim.
-Dziękuję za pomoc.-wyszeptała i pocałowała Naruto w policzek.
Po chwili już jej nie było. Od razu zauważyła, że to co mówił Naruto jest prawdą. Straż została znacznie zmniejszona i Nasane nie miała problemów by wyjść z wioski. Szybko przebiegła przez ulice wioski do muru, po którym się wspięła i wyskoczyła po drugiej stronie. Ulice jak zwykle były tłoczne, ale dziewczynie udało się przez nie przejść. Będąc poza wioską odetchnęła z ulgą. Całe szczęście to już koniec przygód z Konohą. Mogła wrócić do swojego treningu, który i tak już znacznie przedłużyła. Powoli zaczęła iść w zaroślach. Nie chciała ryzykować wykrycia. Szczególnie po tak długiej "zabawie" z nimi. O dziwo było południe. Nasane nie pamiętała by kiedykolwiek obudziła się w południe. Zawsze był to wczesny ranek. Teraz coś około dwunastej. Pomijając już rozmyślanie na ten temat Nasane zauważyła coś w krzakach. Gdy podeszła bliżej ujrzała Tenten. Smutna siedziała na wózku patrząc w niebo. Nasane zauważyła, że płakała. Nie hamowała się z tym. Czarnowłosa rozejrzała się wokół, czy nie ma nikogo oprócz smutnej dziewczyny. Nie było. Cicho westchnęła i bezgłośnie walnęła otwartą dłonią w czoło szepcząc: "Co ja robię?". Nasane rzadko łapią wyrzuty sumienia, ale tamtą chwilę bez wątpienia można do nich zaliczyć. Poza tym zawsze obiecywała sobie, że przejęcie ciała używać będzie tylko i wyłącznie w ostateczności. Ponadto Tenten doznała zdecydowanie za dużych obrażeń od niej. Przeklęła cicho pod nosem i wyszła z ukrycia. Tenten nie zdziwiła się na jej widok. Tylko szybko otarła łzy.
-Jeśli chcesz mnie zabić to zrób to. Nie mogę się ruszać. Nie ucieknę ci.-odparła dławiąc się łzami.
-Ja to czasem jestem popierdolona.-powiedziała do siebie i podeszła do niej.-Co ci jest?
Tenten wyraźnie nie zrozumiała o co chodzi Nasane, więc ta tylko pokręciła głową. Dotknęła jej nogi. Później drugiej i zrozumiała, że nerwy w dolnych kończynach dziewczyny są poważnie uszkodzone. Co najważniejsze nie da się ich wyleczyć. Dziewczyna westchnęła i zaczęła się zastanawiać jak może jej pomóc. Wypuściła powietrze z ust z myślą, że jej techniki medyczne słyną z tego, że często leczą niemożliwe do wyleczenia. Przyłożyła dłonie do jej nóg i zaczęła używać na nich jutsu. Wydała Tenten rozkaz by mimo bólu, który może się pojawić nie krzyczała. Po chwili widać było jak dziewczyna z bólu zaciska zęby, ale wypełnia prośbę. Nie minęło kilka minut a Nasane zakończyła leczenie. Lekko się uśmiechnęła, gdy wyczuła, że nerwy dziewczyny znów pracują poprawnie.
-Rusz nogą.-rozkazała.
Tenten posłusznie wykonała rozkaz. O mal nie zaczęła krzyczeć ze szczęścia, gdy zobaczyła, że nią rusza.
-Teraz wstań.-rozkazała jej ponownie.
Tenten znów posłusznie wykonała polecenie. Jednak wstała zbyt gwałtownie i omal nie upadła gdyby nie pomoc Nasane. Tenten stała po chwili o własnych siłach. Nasane zauważyła jak towarzyszka płacze i się śmieje. Mimowolnie czarnowłosa się uśmiechnęła. Miło było jej patrzeć na szczęście dziewczyny, której niepotrzebnie wyrządziła takie cierpienie. Nasane była mściwa. Jeżeli ktoś ją śmiał zaatakować nie wahała się przed uśmierceniem go. Ale ona była wyjątkiem. No z resztą nie tylko ona. Wielu osobom darowała życie. Ale jej nie tylko darowała życie, a w dodatku pomogła jej odzyskać sprawność nóg. Wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Nagle z zamyślenia wyrwał ją głos Tenten.
-Dziękuję!-pisnęła śmiejąc się i biegając wokół jakby pierwszy raz stanęła na nogi.-Ale dlaczego mi pomogłaś?
-To już moja sprawa. Po prostu jutsu, które na tobie użyłam...-zawiesiła się.-Z pewnych powodów używam go tylko i wyłącznie w wyjątkowych sytuacjach. A moje niszczenie umysłu miało ci zadać jak najmniej obrażeń a nie pozbawiać cię kontroli nad nogami. Jeżeli mam być szczera - masz bardzo słabą psychikę,
Tenten tylko kiwnęła głową, jeszcze raz podziękowała i ruszyła w stronę wioski.
-Aha! Jeszcze jedno! W miarę możliwości nie mów o tym nikomu!
Tenten tylko uśmiechnięta pokiwała głową a Nasane przyglądała się jak odchodzi po czym walnęła się w czoło.
-Co się ze mną kurwa dzieje?-spytała sama siebie.
Pokręciła głową i przywołała Kintę. Powoli na niego weszła i po chwili była już w powietrzu. Gdy Kinta leciał dziewczyna wtuliła się w jego pierzę i oglądała widoki. Uwielbiała to uczucie. Oglądanie dolin, wiatr mierzwiący jej włosy i zapach jego piór. Kinta wyjątkowo dziś leciał wolniej. Było spowodowane to prośbą Nasane. Chciała dłużej cieszyć się "wolnością" zanim zacznie trening. Nagle coś nią zatrzęsło. Po chwili poczuła dym i usłyszała Kintę. Spojrzała w dół i zobaczyła, że oberwał. Przeklęła i kazała mu zlecieć. Po chwili byli już na ziemi. Szybko do niego podeszła i zaczęła badać skrzydło. Było całe pokryte krwią. Dziewczyna cicho westchnęła i spojrzała smutnym wzrokiem na Kintę, który patrzył przed siebie. Uśmiechnęła się do niego by choć trochę go pocieszyć.
- Teraz muszę chodzić na piechtę... Eh, chłopie. Zdrowiej szybko.
- Najpierw mnie wylecz.-odparł smutno.
Dziewczynie popsuł tym humor. Chciała choć trochę mu go poprawić, bo wie jak bardzo chciałby być silny. Wie, że jego celem było zostanie kimś tak silnym jak np. Kinhi, który jest jednym z dwóch przedstawicieli najsilniejszych ptaków. Drugi to Kinkoori. Są jedynymi przedstawicielami, którzy mogą używać jutsu, a właściwie swojej natury chakry. Kinhi to feniks, zaś Kinkoori to kriofeniks. Jeden od ognia, drugi od lodu. Kinta nie dorasta im do pięt, dlatego stara się być jak najbardziej pomocny Nasane. W tamtym momencie czuł, że ją zawiódł. Dziewczyna wzięła bandaż i owinęła jego skrzydło przed tym smarując je maścią. Gdy skończyła sprawdziła, czy wszystko dobrze ułożyła i spojrzała na ptaka, który bacznie ją obserwował.
- Nie przejmuj się, chłopie. Nic się nie stało. Ważne jest abyś wyzdrowiał i wrócił, więc proszę nie świruj, gdy będziesz w Dolinie tak jak kiedyś. Siedź i się kuruj, a następnie poczekaj aż ciebie przywołam, zrozumiano?- rozkazała.
Kinta pokiwał łbem i po chwili zniknął w chmurze dymu. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, ale po chwili zrozumiała, że ma teraz coś o wiele trudniejszego. Ma trafić na piechotę do Groty. Najgorsze jest to, że nawet nie wie, w którą stronę ma iść. Wzięła głęboki wdech i ruszyła w tą stronę, w którą kierowała się wraz z Kintą. Powoli zbliżał się wieczór. Jak na tą porę było dość zimno. Zbliżała się zima. Nasane cieszyła się, że będzie mogła spędzić ją w pomieszczeniu i nie będzie chodziła na misje. Nienawidziła śniegu i zimna, dlatego też naprawdę rzadko przywoływała Kinkoori. Nagle powiał mocniejszy wiatr, co wytrąciło Nasane z równowagi i upadła na ziemię.
- Jeszcze mi bijatyki brakowało...-powiedziała powoli się podnosząc.
Poszła w kierunku źródła wiatru starając się jak najmniej przechodzić otwartym terenem. Szła za drzewami. Z czasem wiatr stawał się mocniejszy, co tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że zbliża się do jego źródła. Po chwili wiatr ustąpił, a ona znalazła się przy grupce ludzi. Z początku widziała tylko postury, ale później przyjrzała się im bardziej. Było czterech mężczyzn i kobieta. Stali obok małej niebieskowłosej dziewczynki. Nasane podchodząc bliżej zauważyła, że nie mają dobrych planów co do niej. Westchnęła cicho i zaczęła iść w ich stronę. Dziewczynka przerażona leżała na ziemi a do niej zbliżał się blady mężczyzna mający jakby cały szkielet człowieka "na zewnątrz". Kobieta i trójka pozostałych mężczyzn się śmiali. Nasane nie umiała tak patrzeć na obojętnych ludzi, którzy są w stanie tak krzywdzić dziecko. Sama przeszła przez coś podobnego w dzieciństwie i tej małej chciała tego oszczędzić. Zauważyła, że mężczyzna wyciąga nóż. Ona zrobiła to samo i w mgnieniu oka rzuciła nim w kierunku faceta, któremu wyleciał on z ręki. Automatycznie wszyscy spojrzeli na nią. Nie przerazili się, co ją trochę zdziwiło. W końcu kogo by nie przeraził fakt, że wielka i potężna Nasane stoi przed nim? Widocznie, tylko idiotów. Dziewczyna spojrzała na ich opaski. Wioska Dźwięku, Orochimaru. Zaczęło jej się to składać w logiczną całość. Mimo, iż Orochimaru nie żyje możliwe, że jego nauki wciąż pozostały w głowach jego pomiotów. Możliwe... Raczej na pewno.
-Patrzcie, kogo tu mamy chłopacy!-odezwała się dziewczyna trzymająca w ręku flet.-Czyżby to była TA Nasane? Istny zaszczyt zabić kogoś tak silnego jak ty.
-Hahahaha!-zaśmiał się gruby koleś.
-Odejdź od tej dziewczyny, Kimimaro! Mamy lepszy kąsek.-oznajmił jeden z nich patrząc na Nasane.
Ów Kimimaro rzucił niebieskowłosą jak śmieciem w stronę drzewa. Nasane w mgnieniu oka ją złapała i położyła na pniu. Dziewczyna jeszcze zakasłała i swym niewinnym spojrzeniem spojrzała w oczy Nasane chcąc powiedzieć coś w stylu: "Uważaj! Nie popełniaj samobójstwa". Nie miała pojęcia kto przed nią stoi. Nie wiedziała, jak silna ona jest i na co ją stać. A stać ją było na wiele. W to "wiele" wliczamy również rozniesienie tych śmieci w drobny mak.
-Od kiedy z Akatsuki ratują pierwsze lepsze dzieciaki? To jest zabawne! Nawet jej nie znasz, ani nie wiesz...-mówiła dziewczyna.
-...dlaczego zależy wam na zabiciu jej? Porzucona dziewczyna chciała przynależeć do jakiegoś kraju i założyła opaskę, którą przypadkowo znalazła. Okazało się, że to wasza, a że wasza duma nie pozwala na jakąkolwiek litość postanowiliście ją zabić bo bezpodstawnie nosi miano mieszkańca WASZEJ PIEPRZONEJ WIOSKI.-powiedziała z naciskiem na trzy ostatnie słowa.
-Za to masz wpierdol suko.-oznajmił grubszy.
Szybko znalazł się obok Nasane i chciał ją zaatakować, ale ta go wyprzedziła i złapała go za rękę następnie wykręcając ją.Po chwili z jej ręki wydobył się płomień, który całkowicie zniszczył jego ciało. Upuściła go będąc pewną, że mężczyzna już nie żyje i nie sprawi zagrożenia.
-Jeden z głowy. Jeszcze czterech.-powiedziała.
Następnie ruszyła. W mgnieniu oka uderzyła dwójkę z nich w kark. Stracili przytomność. Ostatniemu mężczyźnie zmiażdżyła serce, a przy kobiecie przystanęła.
-Jestem Nasane, a wy nie jesteście w stanie nawet mnie drasnąć. Zapamiętaj to imię suko i zdychaj.-wysyczała, a następnie spaliła ją żywcem.
Nasane spojrzała na niebieskowłosą, która najwyraźniej straciła przytomność. Cicho przeklęła, wzięła ją i przerzuciła przez ramię, a następnie ruszyła dalej. Mamrotała coś pod nosem. Nie przysłuchiwała się jej. Szła dalej drogą, którą miała iść wcześniej. Wieczór zbliżał się nie ubłagalnie, a ona musiała przystanąć. Po pierwsze ściemnia się, po drugie ciężar dziewczynki ją tylko spowalniał. Położyła ją pod pierwszym lepszym pniem i spojrzała na jej ręce. Sine, zakrwawione. Wzięła z etui bandaż i podeszła do pobliskiego strumienia. Zamoczyła go i powolnym krokiem wróciła do niebieskowłosej. Obmyła jej ranę, następnie ją wyleczyła i zabandażowała. Gdy skończyła poszła szukać jedzenia. Znalazła trochę jagód i napełniła wodą ze strumienia butelkę. Wróciła do prowizorycznego obozowiska. Wzięła trochę drewna i rozpaliła ogień. Pozostało jej mieć nadzieję, że dziewczynka obudzi się i ruszy swoją drogą. Nie chciała jej teraz zostawiać na pastwę losu. W końcu może czekać na nią dużo niebezpieczeństw. Na taki przykład mogą to być właśnie osoby z Akatsuki lub od Orochimaru. Albo jakikolwiek inny bandyta, który mógłby jej zrobić krzywdę. Zauważyła, że niebieskowłosa się budzi. Jeden problem z głowy. Dziewczynka od razu spojrzała na Nasane i z przerażonym wzrokiem zerwała się na równe nogi. Po chwili jednak upadła, bo doskwierał jej ból. Nasane pokręciła głową.
-Nie wstawaj, bo tak to się skończy. Rany jeszcze się nie zagoiły.-powiedziała obserwując ją.
-Pomogłaś mi?-spytała patrząc na nią swoimi wielkimi turkusowymi ślepiami.
-Tak.-powiedziała.-Nie masz rodziny?-spytała i kontynuowała po tym jak dziewczynka pokręciła głową.-Jak się nazywasz?
-Nie mam imienia.-powiedziała.
-Jak to nie masz? Nikt Cię nie nazwał?-pytała Nasane.
-No nie. Słyszałam, że tylko opiekun może nadać imię, a ja od początku swojego życia jestem sama.
-Ile masz lat?
-Trzynaście.-powiedziała.-A ty jak masz na imię?
-Nasane. Nasane Uchiha się nazywam.-odparła.
-Ładnie. Ja nawet nazwiska nie mam. Mam prośbę.
-Jaką?
-Możesz mi nadać imię?-spytała.
-Co?-zdziwiła się Nasane.-Dlaczego ja?
-Bo jesteś pierwszą osobą, która się mną zainteresowała. A poza tym mam dość bycia bezimienną.
-Pierwszą nie, bo byli jeszcze tamci. Tyle, że oni zainteresowali się tobą w inny sposób. A jakie chcesz mieć imię?
-Nie wiem. Nie znam żadnych ładnych.-powiedziała smutno.
-Wiesz co? Przypominasz mi moją przyjaciółkę z dzieciństwa.-powiedziała z uśmiechem.-Masz takie same oczy.
-Co się z nią stało?-spytała z uśmiechem.
-Zmarła. Na moich oczach.-odparła smutno.
-Przepraszam! Nie wiedziałam! Naprawdę!
-Nic się nie stało. Nie miałaś prawa wiedzieć.-pocieszyła ją.-Nazwę cię tak samo jak ona miała na imię. Shizu. Podoba ci się?
-Bardzo.-powiedziała z uśmiechem.-Pewnie jakieś imię mam, ale to będzie taka przykrywka. A ty? Masz jakąś przykrywkę?
-Zależy co przez to rozumieć.-westchnęła czarnowłosa.-Można powiedzieć, że mam. Nasane to nie jest moje prawdziwe imię.
-A jakie jest prawdziwe?-spytała.
-Tsukuyomi. Ale nie waż się tak do mnie mówić.-powiedziała.-Nienawidzę go.
-Dlaczego?
-Ponieważ tak mnie mój ojciec nazwał. A ja nie mam z nim dobrych kontaktów.-powiedziała.
-Przynajmniej go masz. Szanuj go. W końcu to jest niewyobrażalny ból, gdy nie masz nikogo z rodziców.-oznajmiła smutno.
-Wiem.-powiedziała Nasane.-Moi nie żyją od dwunastu lat. Zmarli jak miałam siedem.
-Przykro mi.-powiedziała.
-Mi też. Ty jesteś sama od początku. Ja ich jeszcze miałam. Wiem co czujesz, mała.-powiedziała głaskając ją po ramieniu.
-Mogę pójść z Tobą?-spytała błagalnym tonem.
-Nie. Może ci się wydawać, że jestem dobra, ale należę do Akatsuki.-powiedziała czarnowłosa.
-Co to jest Akatsuki?
-Źli ludzie zabijający na zlecenie.-powiedziała smutno.
-Ale ty mnie ochroniłaś. Nie jesteś zła.
-Wydaje ci się. Aktualnie zmierzam do Smoczej Groty by trenować. Jak skończę będę musiała kogoś zabić...-oznajmiła.
-Kogo?-spytała niebieskowłosa.
-Osobę, którą kocham.-powiedziała nie zdając sobie nawet z tego sprawy, że właśnie przyznała się do miłości do blondyna.
-Źli ludzie nie kochają. Źli ludzie nienawidzą każdego.-powiedziała patrząc jej w oczy Shizu.
-Możliwe.
-A ty? Chcesz go zabić? Strzelam, że to mężczyzna.
-Nie. Oczywiście, że nie.-zaprzeczyła Nasane.
-No to jest tak jak mówiłam.-uśmiechnęła się.-Nie jesteś zła.
-Co nie zmienia faktu, że podróż ze mną to istne niebezpieczeństwo.
-Mówiłaś, że zmierzasz do Smoczej Groty. Dobrze się składa, bo kilka dni temu ją mijałam. Mogę Ciebie zaprowadzić. -powiedziała Shizu.
-Niech ci będzie. A potem?-spytała.
-Poczekam aż skończysz trening i ruszę dalej z Tobą.
-Odpada. Trenować będę miesiące. Odprowadzę Ciebie w bezpieczne miejsce.-zadeklarowała Nasane.
-Czyli gdzie?
-Do Konohy. Są tam same dobre osoby, które z pewnością Ci pomogą.-powiedziała Nasane.
-Ale zanim to zrobisz, mogę cię o coś prosić?-spytała.
-Znowu? Eh, no dobrze.-powiedziała.-O co chodzi?
-Nauczysz mnie technik medycznych?
Nasane westchnęła. Wpakowała się w niezłe bagno. Ale nie może, a nawet nie chce jej odmówić. Przecież ona bez jakiejkolwiek obrony nie da rady na tym świecie. Na tym świecie, gdzie są same wojny, pojedynki i każdy chce każdego zabić. Musi się zgodzić by choć trochę ochronić ją przed tym co czyha na nią podczas jej życia. Delikatnie dotknęła jej ramienia.
-To będzie ciężkie i możesz nie dać rady.-powiedziała stanowczo na co Shizu posmutniała.-Ale niech będzie.
Uradowana dziewczynka rzuciła się w ramiona Nasane. Z początku zszokowana czarnowłosa nie wiedziała co zrobić, ale szybko również objęła Shizu. Nie na codzień się przytulała, więc zapomniała jakie to cudowne uczucie, gdy masz obok kogoś w kogo możesz się wtulić i choć na chwilę zapomnieć o tym co czeka na ciebie za chwilę, a może za kilka dni, tygodni, lat. Choć na chwilę zapomnieć o zmartwieniach. Ta młoda osóbka jest drugą w jej życiu, która dała jej możliwość poczucia tego szczęścia po odejściu jej bliskich. Kto był pierwszą? Znany wam blondyn, w którym Nasane po długich dniach w końcu uświadomiła sobie, że jest zakochana. Choć może to jeszcze za dużo powiedziane. Bardziej zauroczona. Nagle Shizu odsunęła się od niej i z cwaniackim uśmieszkiem na nią spojrzała.
-A ten facet, którego kochasz mieszka w tej Konosze?-zaśmiała się.
-Ej!-Nasane lekko ją klepnęła śmiejąc się.-Nie wykorzystuj moich tajemnic przeciwko mnie!
-Mam rozumieć, że mam nic mu nie mówić.
-Masz nic o tym nie mówić nikomu!-rozkazała Nasane.
-Te usta będą milczeć jak grób!-powiedziała niebieskowłosa.
-To dobrze. A teraz spać. Od jutra zaczynamy trening.
-To chociaż powiedz mi jak wygląda! O imię nie spytam.-powiedziała.
-Myślę, że łatwo poznać, który to. Jest miły, ale z drugiej strony to idiota, więc raczej go poznasz od razu.-uśmiechnęła się.
-Pomoże mi?-spytała Shizu.
-Jak go poprosisz z pewnością.
Shizu pokiwała głową i ułożyła się obok ogniska. Nasane szybko poszła w jej ślady. Gdy tak leżała zastanawiała się jak ma wpakować Shizu wśród mieszkańców Konohy. Konoszanie to mili ludzie i z pewnością ją przyjmą. Ale pod warunkiem, że nie dowiedzą się o tym kim ona jest. Jeżeli nie dowiedzą się o tym, że jest swego rodzaju zaznajomiona z Nasane. W końcu mogą pomyśleć, że czarnowłosa wysłała ją na przeszpiegi i wtedy czeka ją śmierć. Równie dobrze Nasane mogłaby wparować do gabinetu Tsunade i oznajmić, że jak z jej głowy spadnie choć jeden niebieski włos to zabije każdego począwszy od dzieci w Wiosce Liścia. Ale czy to ma sens? Naruto też nie może o tym powiadomić. No bo w końcu może komuś przez przypadek wypaplać. Ona wie jaki on jest. Jedno słowo za dużo i bam! Shizu skazana na śmierć, bo jest w sojuszu ze zdrajcą. Poza tym jak ta powie też za dużo to samo sobie zgotuje taki los. Najgorsze jest to, że Nasane nie będzie jej kontrolować.
-Ładny naszyjnik.-usłyszała i spojrzała na źródło głosu.-Skąd go masz?
-Dostałam od mojej ciotki.-powiedziała.
-Kiedy?
-Wczoraj.-powiedziała z uśmiechem czarnowłosa.
-Myślałam, że od tego kogo kochasz.-uśmiechnęła się dziewczynka.
-On już mi dał wystarczająco.-powiedziała z jeszcze szerszym uśmiechem.
-Czyli co?-spytała.
-Pomógł mi odnaleźć szczęście na tej drodze, gdzie teraz jestem i zrozumieć sens życia.-powiedziała.
-Słodkie.-powiedziała Shizu śmiejąc się.-I ty masz kogoś tak dobrego zabić? Myślisz, że dałabyś radę?
-Nie. Pod żadnym pozorem.-zaprzeczyła.-Już wolałabym sama zginąć niż mu zrobić krzywdę.
-Jeszcze słodsze. A on postąpił by tak w stosunku do Ciebie?
-Sama nie wiem.-powiedziała Nasane zamyślając się.-Znając jego głupie pomysły pewnie tak.
-Jestem ciekawa jak wygląda.-uśmiechnęła się Shizu.- Przystojny chociaż?
-Wiesz... Myślę, że tak.-westchnęła Nasane śmiejąc się.
-To pewnie poznam. Miły, głupi, przystojny...-zaczęła wyliczać.-Zauważę go.
-Idź spać, mała.-powiedziała Nasane i ułożyła się do snu.
Shizu postąpiła tak samo. Po chwili obydwie już smacznie spały.


~*~

Nie mam wytłumaczenia tak długiej przerwy. Przepraszam. Trochę się w moim życiu wydarzyło a poza tym nie miałam weny. Stało się to czego się obawiałam. Nie mam weny. Nie mam pomysłów. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny. Nie zamierzam mówić za tydzień, za dwa, bo nie chcę już Was okłamywać. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta i trochę się tym interesuje. Postaram się w miarę moich możliwości napisać go jak najszybciej, ale jak już mówiłam - mam napięty "grafik" + ta rypana wena. Dziękuję każdemu kto tu jeszcze jest i ma nadzieję, że w końcu coś dodam i przepraszam za nieobecność. Postaram się by następny ciąg został dodany jak najszybciej a nie za kilka miesięcy. Jeszcze raz przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

25. Początek czegoś nowego

23. Rezultat horroru

24. Polowanie na Dziewięcioogoniastego rozpoczęte!