25. Początek czegoś nowego
Zszokowana wpatrywała się w jego niebieskie oczy, oczekując odpowiedzi na pytania, których nawet nie ośmieliła zadać. Nie sądziła, że rozpozna czy kłamie, a tym bardziej czy będzie mógł z tego wywnioskować coś więcej. Spodziewała się tego, że kilka miesięcy temu jej uczucia do blondyna można było wyczytać z niej, jak z książki, ale zmieniła się. Zdawała sobie sprawę z tego, że on też zauważył różnicę. Nie umiała pojąć, jak wychwycił prawdę. Czy naprawdę znał ją na tyle by wiedzieć takie rzeczy? A może po prostu wierzył w słowa Shizu? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na te pytania, ale nie zamierzała z tego powodu odpuścić. Ustaliła cel - miała się wyleczyć z tej "chorej" miłości do niego, nawet za cenę jego życia. Powoli podniosła dłoń. Naruto kątem oka obserwował jej działania. Nasane ujęła jego dłoń, trzymającą ją za podbródek i odtrąciła. Blondyn cały czas miał ten sam wyraz twarzy, podczas gdy Nasane wyrażała jedynie... pustkę, obojętność. Odsunął się od niej kawałek i spojrzał na nią. Ta miała spuszczoną głowę. Czuła się jakby się nią bawił. Nie zdziwiłaby się, gdyby tak właśnie było. Nawet jeśli zauważył prawdę nie oznaczało to, że on również czuje to samo. On tylko uświadomił jej, że nie potrzebuje jutsu, ani żadnych innych technik by wyczytać z niej to, na czym mu zależy. Nasane cicho wypuściła powietrze z ust, zaciskając pięści. Ścisnęła je na tyle mocno, że poczuła ciepłą ciecz, spływającą po jej dłoni.
- Aż tak to po mnie widać? - spytała, parskając sarkastycznym śmiechem.
Gdy spojrzała na Naruto, ten był zszokowany. Patrzył na nią zdziwiony, jakby nie wierzył w to co słyszy. Nasane natychmiastowo odwróciła głowę w innym kierunku. Nie mogła dać się na to nabrać po raz kolejny. Wiedziała, że przedłużając to rozmowę popełnia błąd. Nie. Pogarsza swoją sytuację, bo błąd już popełniła. Zdała sobie sprawę, że nie powinna mu mówić o swoich uczuciach. Nie wiedziała, co chciała tym osiągnąć, bo na pewno nie jego litość. Przecież się zmienił w stosunku do niej. Stał się bardziej oschły i nieosiągalny. Nie potrafiła go zrozumieć, pojąć ani tym bardziej cokolwiek u niego wymusić. Wytarła strugi krwi o czarne szorty. W jednej chwili mróz zaczął jej mocno doskwierać. Znowu się złamała. Z jej obietnic po raz kolejny wychodziła klapa, a wystarczyło do tego spotkanie go. Nagle zawiał mocniejszy powiew. Nie wiedziała, jak to możliwe, ale wydało jej się, że był on wywołany za pośrednictwem Madary. Cicho westchnęła. Zawsze musiał się mieszać i stać między nimi. Nie mógł jej dać spokoju, nawet na chwilę by w ciszy mogła porozmawiać i zrozumieć... Właśnie, co? To, że go kocha zrozumiała już dawno. To, że jej nienawidzi też. To, że nie ma szans dla niej również. Ale w tamtej chwili po raz pierwszy Madara jej pomógł. Delikatnie się uśmiechnęła. Była pewna, że gdyby nie jego obecność już dawno zrobiłaby coś głupiego, jak na nią. Pomógł jej pozbierać myśli, niby jednym głupim podmuchem. Jednak to wystarczyło. Poczuła jego obecność w sobie i wiedziała, że musi podążyć tą ścieżką, którą obrała. A równało się to ze złapaniem ogoniastego. Przywdziana w maskę obojętności, tą samą co miała na samym początku spojrzała na niego, kładąc ręce na biodrach. Zdecydowanie rzekła:
- Jeszcze trochę czasu minie, zanim wreszcie wymarzę to głupie uczucie.
Nie wiedziała, jak bardzo zabolało to Naruto. Widziała jedynie jego oblicze zdziwienia, nic więcej. Nie wiedziała, że jej słowa mocno go zraniły. Wtedy to on spuścił głowę. Pokiwał delikatnie głową, by ukryć swój smutek i żal. On też chciał się "pozbyć" miłości do młodej Uchiha, ale nie potrafił tego zrobić. Wciąż wierzył, że może to być kłamstwo. Miał cień nadziei, ale zawsze to było coś.
-Doskonale cię rozumiem.-powiedział, na co ta podniosła jedną brew.-Ze mną jest tak samo.
Tym razem udało jej się ukryć zdziwienie. Zadawała sobie pytania, czy on właśnie wyznał jej miłość i o co tu chodzi, ale nie mogła długo myśleć, gdy Naruto ruszył na nią. Szybko odskoczyła do tyłu, odbiła się od drzewa i w mgnieniu oka wystrzeliła w stronę Uzumakiego. Blondyn w ostatniej chwili uniknął jej ataku i wyprowadził kontrę w postaci Rasengana. Nasane nie zdołała go uniknąć, a jedynie zamortyzować obrażenia. Nie pochłonęła wszystkich, ale zdecydowanie oberwała za bardzo. Uszkodził jej lewe ramię, z którego zaczęła się lać krew. Ból, który sparaliżował jej kończynę nie przeszkadzał jej za bardzo. Cicho przeklęła pod nosem, próbując w miarę możliwości wyleczyć się, ale Naruto znów na nią ruszał. W mgnieniu oka zniknęła mu z pola widzenia i osiadła pod jednym z drzew. Chciała zyskać jak najwięcej czasu na wyleczenie ran. Znów nie poszło po jej myśli, gdy usłyszała ten charakterystyczny szum wiatru. Ponownie zaatakował ją Rasen - Shurikenem. Ta szybko zmieniła kryjówkę i kontynuowała leczenie, które nic nie dawało. Wiedziała, że bez podstępu się nie obejdzie, na który obmyśliła już plan. Po jej prawej w odległości około dwunastu metrów leżało ciało Hinaty - idealny zakładnik. Gdy usłyszała jego bieg była szybsza i dobiegła w mgnieniu oka do Hyuugi, podnosząc ją z ziemi i wbijając w pobliskie drzewo. Chwyciła nieprzytomną za szyję i na oczach Naruto zamierzała udusić. Spojrzała na niego z pogardą w oczach.
- Nie wiesz, że nie powinieneś walczyć przy obecności twoich bliskich? Szczególnie w takim stanie, w jakim są. To bardzo nieodpowiedzialne. -warknęła.
Widziała jego złość. Kipiał nią na odległość. Jednak gdy chciał zrobić krok Nasane pokręciła głową i wskazała na Hinatę. Zrozumiał, o co jej chodzi. Jakby zrobił choćby najmniejszy krok Hinata by zginęła, dlatego cierpliwie stał w miejscu oczekując ruchu z jej strony. Miał tylko nadzieję, że Hinacie nic się nie stanie. Nie mógł pozwolić by niewinna osoba zginęła przez niego. Tym bardziej ona - dziewczyna, którą obiecał przed Nejim, że będzie chronił. Przez myśl Nasane przeszło, że to wszystko potoczyło się nie tak. Naruto nie powinien zakochać się w niej, a właśnie w kimś kto go pokocha i będzie DBAŁ o jego bezpieczeństwo, a nie starał się go uśmiercić. Jednak na myśl, że mógłby być szczęśliwy z kimś innym przepełniała ją zazdrość, dlatego nie widziała przeszkód dla siebie by zabić Hinatę. Na początku swojej "przygody" z Akatsuki nie dałaby rady tego zrobić z własnej woli. A teraz utwierdzało ją to w przekonaniu, jak bardzo się od tamtej chwili zmieniła. Wtedy cierpiała po stracie Hinaty, której ona dokonała, a teraz kroczyłaby promiennie uśmiechnięta, powtarzając w myślach: Zabiłam tą sukę Hyuuga. Hyuuga - klan, do którego pałała tak wielką nienawiścią. Jej wcześniejszą wersję nie interesował nawet fakt, że Hinata z niego pochodziła, za to w tamtej chwili ta świadomość dolewała jedynie oliwy do ognia złości, jakim nieoczekiwanie zaczęła Nasane płonąć w stosunku do niej. Była dumna z tego jakie poczyniła postępy w jej zachowaniu podczas walki. W reszcie nie była płaczliwą kunoichi, a zimnym i bezlitosnym mordercą.
- Zostaw ją. - powiedział, na co ona delikatnie się uśmiechnęła. - Przecież to mnie chcesz.
Wywołał tym stwierdzeniem promienny uśmiech u Nasane. Odniosła swój cel, łamiąc go, ale zapomniała o jednej ważnej rzeczy - nie byli we dwójkę na polu walki. Pomijając ofiary jej ataków była jeszcze jedna osoba, która za wszelką cenę chciała zapobiec wylewu krwi. Shizu podkradła się do Nasane od tyłu i ogłuszyła ją. Czarnowłosa straciła przytomność, będąc pewną, że to jej koniec. Opadła na ziemię, uwalniając Hinatę. Naruto od razu podbiegł do Hyuugi, chcąc sprawdzić czy nic jej nie jest. Shizu upadła na kolana przed Nasane. Nie powstrzymywała się dłużej i wybuchła głośnym płaczem. Uzumaki spoglądał na nią smutny. Podniósł Hinatę i zaniósł ją do Shizu. Skinął na nią głową, ale ona nie zareagowała. W dalszym ciągu dławiła się swoimi łzami, usilnie próbując uspokoić. Zakryła twarz i po chwili czuła jak po jej rękach spływają strugi łez. Naruto delikatnie ją objął, co wywołało u młodej dziewczyny jeszcze głośniejszy szloch. Siedzieli na chłodnej od śniegu ziemi objęci. Naruto gładził plecy dziewczyny, chcąc ją uspokoić. Rozumiał jej ból, bo w końcu sam podobny odczuwał z tym, że obydwoje okazywali go w inny sposób. Naruto wiedział co należy zrobić, ale specjalnie mu się nie spieszyło aby zabić Uchihę. Był przekonany, że jeśli Tsunade dowie się o jej aktualnej sile to nie daruje i wyda rozporządzenie by zabić ją za wszelką cenę. Nagle na polu walki pojawiły się dwie inne postacie. Uzumaki poznał po chakrze, że to Kakashi i Yamato ich znaleźli. Puścił już trochę spokojniejszą Shizu i odwrócił się w stronę kapitanów.
- Co tu się stało? - spytał surowo Kakashi.
Po chwili ujrzeli bezwładne ciało Nasane, a zaraz po tym zauważyli Sakurę, leżącą kilka metrów od nich, Ino, która opierała się o drzewo i Hinatę z czerwonymi śladami na twarzy. Przez chwilę ignorując Naruto ruszyli po ranne dziewczyny. Yamato przeniósł ostrożnie Ino i położył ją obok Shizu, tak samo jak Kakashi z Sakurą. Hinatę zostawili w spokoju, bo ze wszystkich była najpoważniej ranna. Spojrzeli pytająco na Naruto i wskazali ciało Uchihy. Jej klatka piersiowa wciąż unosiła się powoli w górę, a następnie w dół, sygnalizując, że Nasane wciąż żyje. Yamato wyciągnął kunaia, widząc, że Naruto nawet na nich nie spojrzał i zaczął iść w kierunku Nasane. Kakashi skinął głową, akceptując jego poczynania i wydając na nie pozwolenie. Naruto spojrzał mimowolnie na ciało Uchihy. Wyglądała niewinnie i tak biednie. Miała lekko rozchylone usta a grzywka delikatnie przysłaniała jej piękną twarz. Naruto nie mógł oprzeć się wrażeniu, że była dziewczyną, która podobała mu się najbardziej. Jej ciało spoczywało w pozycji embrionalnej. Nagle Naruto zauważył kunaia Yamato przy jej szyi. Jeden zdecydowany ruch i ... Pojawiło się wokół niej niebieskie Susanoo, które odepchnęło z całej siły Yamato. Naruto niezauważalnie odetchnął z ulgą. Sekundy brakowało aby to właśnie on odepchnął Yamato od Nasane. Zrobiłby to po prostu instynktownie bez żadnego powodu. Susanoo utrzymywało się przez cały czas. Niebieska poświata całkowicie ją osłaniała przed wrogami.
- Co tu się stało, Naruto? - spytał Kakashi po raz kolejny.
- Nasane nas zaatakowała. - odpowiedział beznamiętnie blondyn.
- Tyle już zauważyłem.
Naruto nic więcej nie powiedział, jedynie podniósł się z ziemi i zaczął, jak gdyby nigdy nic odchodzić z miejsca całego zdarzenia. Chwycił pod rękę Shizu i razem z dziewczynką odszedł. Kakashi i Yamato pozostali zaskoczeni w miejscu pobojowiska, gdzie wciąż były ranne dziewczyny i ciało Uchihy chronione Susanoo.
/Kilka godzin później/
Nasane obudziła się w zupełnie innym miejscu, niż w tym gdzie straciła przytomność. Zdziwiona rozejrzała się szybko wokół. Zero wrogów, cisza i spokój, a ona nie czuła się źle, nie licząc delikatnego mrowienia w jej ciele i uczucia zimna, które i tak zostało zniwelowane przez koc, którym była okryta. Nie rozumiała, co się tam stało. Była sama, bez ciał, cała i zdrowa. Mogła wyczuć lekki ból przy dotykaniu karku, bo właśnie tam dostała i została ogłuszona. Ale nic poza tym. Zero ran, ani rozcięć, śladów po walce. W pewnym momencie zaczęło jej się wydawać, że po prostu śni, albo to był jakiś głupi żart. Wstała powoli z oziębłej ziemi i zaczęła się kierować przed siebie. Była noc, wszędzie było ciemno, a mróz doskwierał zapewne nie tylko jej. Wokół nie było żadnej żywej duszy. Zapewne to właśnie ciemność i mrok miejsca sprawiły, że dziewczyna nie rozpoznała zupełnie innego położenia. Dziewczynę przeniesiono i zostawiono na teoretycznie pewną śmierć. Nikt jednak nie przewidział, że Nasane i to przeżyje. W końcu nie wiedzieli o jej morderczym treningu w Smoczej Grocie, gdzie nauczono ją odporności na mróz i na inne bziki natury. Ruszyła chwiejnym krokiem przed siebie. Zataczała się, co kilka sekund, nie wiedząc dlaczego. Zaczęła mieć zawroty w głowie, które nie ubłagalnie dawały jej o sobie znać. Otaczający ją mrok sprawiał, że nawet nie wiedziała, gdzie idzie i czy przypadkiem przed nią nie ma jakiejś pułapki. Nie, to było niemożliwe. Mróz i nadzwyczajny mrok w porze nocnej wskazywał jedynie na Kraj Żelaza. Musiała tam być. Chwyciła się za głowę i boleśnie uświadomiła sobie, że jej ciało jest całe obolałe. Uczucie bezsilności i całkowitej słabości przyszło z czasem. Nasane upadła na kolana, lądując do połowy ud w śniegu. Mróz nagle zaczął jej doskwierać po raz pierwszy od pół roku. Poczuła się strasznie bezsilna, bezwładna, w ogóle nie mająca władzy nad swoim ciałem. Próbowała wstać i iść dalej, ale nie wychodziło jej to. Czuła się jakby jej nerwy zmroziły się przez otaczający ją klimat. Zakaszlała głośno, przerywając głuchą ciszę wokół. Jeden raz wystarczył by za chwilę opanował ją niekontrolowany atak strasznych duszności. Rwanie w krtani sprawiało, że nie mogła złapać oddechu. Czuła się strasznie ociężała. Nie mogła się ruszać a koc, który był kawałek od niej nie pomagał jej. Głównie z przyczyny jego przemokniętej w całości tkaniny, która jedynie mogła pogorszyć stan dziewczyny. Padła bezwładnie na ziemię, wbijając się mimowolnie w śnieg. Cały czas niekontrolowanie kaszlała, zaczęła myśleć, że umiera. Tym razem naprawdę. Tym razem naprawdę za kilkanaście góra minut odejdzie, przemykało jej przez myśl. Zacisnęła mocniej zęby, nie chciała się poddawać, nie po tym co przeszła. Ale jej ciało wyraźnie mówiło: "NIE". Nie mogła usłyszeć odgłosów biegu, przez swój paniczny kaszel. Jedynie poczuła, jak czyjeś ramiona wygrzebują ją ze śniegu i opatulają w ciepły płaszcz. Słyszała stłumione krzyki, nagle rozbłysło światło a przed jej oczami mignął płaszcz Akatsuki. Uratowali ją. Nie zdała się jednak nawet na lekki uśmiech w podzięce za ratunek. Nie mogła, była cała zmarznięta. Przez zamglony obraz swojego wzroku ujrzała szarą czuprynę Hidana i długie blond włosy Deidary. Deidara trzymał w ręce latarnię, która raziła w oczy Nasane. Żwawo tłumaczył coś Hidanowi, który kładł Nasane na glinianym ptaku. Gdy przymocowali ją do "dzieła" blondyna natychmiast okryli ją dodatkową ilością koców. Nasane zasnęła po raz kolejny, gdy wznieśli się w przestworza.
/Następnego dnia.../
Tym razem obudziła się w przyjemniejszych warunkach, a na pewno lepszych od pobudki po uszy w śniegu, mrozie i mroku. Głowa dalej przypominała jej o nieziemskim bólu podczas strasznej nocy w Kraju Żelaza. Zza ściany dobiegały do niej odgłosy Akatsuki. Postanowiła nie czekać w pustym pomieszczeniu, gdzie pustkę niszczył jedynie materac, na którym leżała przykryta dziesiątkami koców. Oprócz tego została umiejscowiona zaraz obok małego paleniska, z którego cały czas wydobywał się żar płomieni. Wstała. Czuła się normalnie. Nic oprócz lekkiego bólu głowy jej nie dolegało. Powoli ruszyła do wyjścia. Kryjówka w Kraju Ognia, od razu poznała ją po dziurze w ścianie korytarza, znajdującego się pod ziemią. Do tej pory jej nie naprawili. Dziura w samym środku ziemi aż się prosiła aby do niej wskoczyć. Parsknęła cicho, przypominając sobie wydarzenia, które teoretycznie były tak niedawno a minął prawie długi rok. Bez wahania ruszyła w stronę drzwi zza których dobiegały odgłosy głośnej dyskusji członków Brzasku. Z impetem je otworzyła, powodując tym samym nagłą ciszę wśród morderców. Obito nie miał założonej maski i siedział przy biurku na samym środku ponurego pomieszczenia, sprawiającego takie wrażenie przez uderzający chłód od szarych ścian, z których w niektórych miejscach płaty farby po prostu odchodziły pozostawiając po sobie nieestetyczny biały ślad.
- Gdzie Lis? - spytał, widząc Nasane w pełni sił.
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami.
- Ach, tak? To ja ci powiem. - zaczął wkurzony, odszedł od biurka. - Na pewno nie z tobą!
- Daj spokój, głowa mnie jeszcze boli.
- Głowa? Narzekasz na ból głowy, podczas gdy zawaliłaś sprawę po całości?!
Obito był wyraźnie wkurzony i nie kontrolował siebie. W przeciwieństwie do Nasane, która sprawiała wrażenie oazy spokoju na tle jego furii. Po części to była prawda. Dziewczyna o wiele lepiej panowała nad nerwami od starszego członka z jej klanu.
- Zawalić, to wy mi zawaliliście. On był już w zasięgu mojej ręki, gdy Deidara postanowił wyjawić mu prawdę. - powiedziała spokojnie, wskazując palcem prawej ręki na blondyna.
- Ładnie dziękujesz za ratowanie ci skóry. - odparł blondyn, piorunując czarnowłosą wściekłym spojrzeniem. Nasane prychnęła, nie kryjąc swojej niechęci do rozmów z nim.
- To na co czekałaś? - spytał spokojniej Obito, ignorując Deidarę.
- Wytykanie mi błędów przeszłości nic ci nie da. - powiedziała dziewczyna. - Teraz staram się podejść go inaczej niż wy. Jeżeli mamy go pojmać to na pewno nie siłą, bo nie dacie rady.
- My nie damy rady? Nie zapominaj o sobie i twojej porażce z nim. - wtrącił się Hidan.
- Nie zapominaj o tym, jak omal nie zabił ciebie i Kakuzu - warknęła Nasane, gromiąc siwowłosego wzrokiem. Hidan odwrócił od niej wzrok i już zamilczał. - Jeszcze nie wszystko stracone i mogę to odkręcić, a w ostateczności go złapać, więc teraz jedyne co możecie zrobić to cierpliwość.
- Na cierpliwości już się przejechaliśmy, teraz zaatakujemy chociażby wszyscy razem - powiedział Obito, opierając się o blat biurka. - On będzie nasz
- Pakuj się w tarapaty sam, nie zamierzam wam pomagać w tym - warknęła Nasane. W odpowiedzi została obdarzona wymownym spojrzeniem każdego obecnego w pomieszczeniu. - Nie będę tu siedzieć wśród was - powiedziała i zaczęła kierować się do wyjścia.
- Dokąd idziesz?! - krzyknął za nią Obito.
- Jak najdalej od was - warknęła, po czym opuściła pomieszczenie bez żadnych dodatkowych wyjaśnień.
Wyszła z towarzyszącym jej głośnym trzaskiem drzwi. Szybkim tempem przemierzała ciemny korytarz. Nienawidziła tej kryjówki przez ten labirynt, którego powoli uczyła się na pamięć. Skręt w prawo, lewo, prosto i jest przy wyjściu z kryjówki, którym był jeden wielki głaz. Wiedziała, że tego pożałuje, ale postanowiła dać upust irytacji i z całej siły przywaliła w ogromny kamień, który rozpadł się na miliony kawałeczków. Akatsuki jeszcze pożałuje takiego zadzierania z nią, myślała, gdy szybkimi susami wybiegła na powierzchnię. Zaciągnęła się świeżym powietrzem i zdała sobie sprawę, że jest ubrana za ciepło jak na taką pogodę. Miała nałożoną czarną bluzkę, która ewidentnie była na nią za duża. Pod nią wyczuwała opinający jej talię czarny top, który miała nałożony w czasie wyprawy do Kraju Żelaza. Ciemnobrązowe spodnie były bardzo luźne i długie. Sięgały jej grubo za kostki. Na nogach jak zwykle miała swoje czarne glanopodobne buty. Słońce doskwierało jej niemiłosiernie, więc zrzuciła z siebie bluzkę i wyciągnęła kunai z lewego buta. Przecięła nogawki do połowy ud i wyrzuciła skrawki ubrania za siebie. Schowała kunai i zaczęła przed siebie biec. Nie wiedziała dokąd zmierza, chciała po prostu się odstresować. Nie zwracała uwagi na żadne przeszkody tylko przemierzała kolejne zarośla w zdecydowanym tempie, co jakiś czas znacząc drzewa, oczywiście, energicznym kopnięciem. Rozpierały ją emocje, jak jeszcze nigdy i musiała się na czymś wyżyć, ale nie lubiła niszczyć tego, co ją otacza. Jednak przed łamaniem pod wpływem jej siły drzew nie miała specjalnych oporów. Co jakiś czas zachłystała się powietrzem i brała kolejny wdech. Jej płuca wskoczyły na o wiele wyższe obroty i jakoś jej to nie przeszkadzało. Dotarła po kilkunastu minutach nieustannego biegu do małego oczka wodnego. Zrezygnowana uklękła przy biegu i przetarła twarz. Myślała, że choć trochę się spociła, ale po jej czole nie spływała ani jedna kropelka niechcianej cieczy. Otoczenie wokół niej dawało znać o tym, że dzień powoli zbliżał się ku końcowi. Kolejna noc miała za niedługo nastać. Dziewczyna rozejrzała się wokół siebie, ale oprócz drzew nie zauważyła nic, co mogło przykuć jej uwagę na dłużej niż trzy sekundy. Postanowiła przemyć twarz. Potrzebowała chwili spokoju, lenistwa i odpoczynku. Całe sześć miesięcy męczyła się bardziej niż inni mogli w ogóle sobie wyobrazić. W ciągu tego pół roku zmieniło się więcej niż się spodziewała. Pięć Wielkich Nacji zechciało współpracować ze sobą by osiągnąć cel - unicestwienie Akatsuki. Prychnęła na samą myśl o tym. Niedoczekanie. Nawet jeśli zabiją wszystkich członków Brzasku to zło i tak powstanie, a na świecie pojawi się coś o wiele gorszego od płatnych zabójców. Jeszcze nie wiedziała co. Może i nie przepowiadała przyszłości, ale to według niej było nieuniknione. Położyła się na trawie i obserwowała niebo, zachodzące powoli w odcieniach fioletu. Na jej twarz wkradł się błogi uśmiech. Wreszcie odpoczynek, pomyślała. W pewnej chwili do jej uszu dobiegł głuchy wybuch. Natychmiast wstała pod wpływem adrenaliny zbliżającej się walki i przerwanym spokojem. Nagle nadeszła fala uderzeniowa, która zmiotła dosłownie która zmiotła dosłownie każde drzewo. Nasane oberwała jednym z nich i pod wpływem siły fali oderwała się od podłoża i poleciała kilkanaście metrów za siebie. To był moment, w którym znalazła się przygnieciona pod kilkoma drzewami. Zdenerwowana uderzyła w pnie, które na jej szczęście od dawna już były suche i wymarłe. Kory drzew przepołowiły się a Nasane z trudem opuściła miejsce, w którym się znajdowała. Teraz lasu już nie było a wystarczyła do tego jedna chwila. Ale nie to przykuło jej uwagi. Na niebie pojawiła się ogromna chmara zielonego dymu, układająca się w kształt czaszki.
- O co, do cholery, tu chodzi? - wyszeptała zszokowana.
Pierwszy raz przeżyła coś takiego i była prawie pewna, że to nie mogła być zasługa człowieka. Siła fali uderzeniowej była zdecydowanie zbyt duża i nie zmiotłaby z powierzchni ziemi tak wiele. Zaczęła powoli iść w kierunku chmary dymu utrzymującej się na niebie w umyśle tłumacząc sobie, że to na pewno nic takiego. Po chwili sama się za to skarciła. Coś takiego nie następowało bez konkretnego powodu. Wszystko było pogmatwane. Stanęła nad urwiskiem, którego wcześniej nawet nie zauważyła. Spojrzała w dół i zamarła. Musiała naprawdę biec z zaskakująco prędkością skoro znalazła się akurat tam. Wioska Liścia rozciągała się w oddali, a raczej jej pozostałości. Nie rozpoznałaby tego miejsca, gdyby nie wyrzeźbione twarze Hokage, które były widoczne na tle rusztowań i zwyczajnie pustego terenu.
- Co tam się wydarzyło? - spytała siebie, nieświadoma masakry jaką urządziło Akatsuki, gdy jej nie było, a raczej gdy się męczyła w jaskini.
Widocznie mur otaczający wioskę uchronił ją od większych szkód wywołanych przez falą uderzeniową, które sięgnęły innych miejsc. Ludzie panikowali. Nawet z odległości kilku set metrów słyszała i przeczuwała ten chaos wśród mieszkańców, który wydawał się nie mieć końca. Dziewczyna cały czas spanikowana spoglądała na dym, który powoli jakby wyparowywał. Nagle coś sobie uświadomiła.
- To nie jest dym - powiedziała sama do siebie, by po chwili zrozumieć. - To przecież ogień
Wprowadziło to do jej głowy jeszcze większy mętlik. Zakryła usta dłonią, próbując jakoś to wszystko rozwikłać co nijak jej wychodziło. Zielony ogień nie był spotykany na co dzień i coś takiego kojarzyło się jej jedynie z... demonami. Musiała przyjrzeć się temu ze zdecydowanie bliższej odległości by pojąć czy to jest niebezpieczne i w przypadku odpowiedzi twierdzącej - jak bardzo? Zeskoczyła płynnie z urwiska, co jakiś czas amortyzując upadek łapaniem się wystających kamieni, czy gałęzi. Znalazła się na pewno bliżej wioski, ale nie o to jej chodziło. Dziewięcioogoniasty znów musiał zostać odłożony na dalszy plan, bo wyraźnie coś nie pozwalało im wszystkim kontynuować pracy i zostać zbagatelizowane. Pisk, głośny wrzask rozrywający czaszkę. Tym razem to nie były figle demona, który postanowił dać sobie znać a coś, co było w rzeczywistości i mogło zabić. Nasane spojrzała w górę i ujrzała siedem postur dziwnych stworów, które z piskiem kierowały się na Wioskę Liścia. Dziewczyna, nie tracąc czasu przyzwała Kintę i wzniosła się w przestworza. Odgarnęła grzywkę z lewego oka i założyła ją za ucho. Wyostrzył się jej wzrok przez, co na tle wioski ujrzała smukłe ciała potworów z wyrośniętymi na plecach skrzydłami. Przypominały jej potwory z bajek, potocznie nazywane chimerami. Przedstawiane były jako potwory o długim, smukłym ciele z długą szyją ze szponami i skrzydłami. Ich głowa była znacznie wydłużona a zacisk szczęki był ogromny i dla każdego, kto by się znalazł pomiędzy rzędami ostrych jak brzytwy zębów skończyłby się śmiertelnie. Nasane otworzyła szerzej oczy, widząc uderzające podobieństwo między stworami z bajek, które nawiasem mówiąc bajkami nie powinny być skoro przedstawiały zabójcze stwory, co już wyglądem budziły postrach wśród ludzi. Nie tracąc czasu kazała Kincie ruszyć, czym prędzej przed siebie. Nie miała zamiaru ratować mieszkańców, a jedynie dowiedzieć się więcej o czaszce z ognia, która mogła mieć wiele wspólnego z chimerami, nadlatującymi z atakiem na wioskę. Nie wiedziała tylko jak miała od nich coś wyciągnąć. Podobno chimery były stworzeniami nieśmiertelnymi, przynajmniej tyle Nasane wyniosła z bajek opowiadanych w dzieciństwie. Gdy zbliżyli się do wioski dziewczyna kazała się Kincie zatrzymać.
- Zamierzasz z nimi walczyć? - spytał przerażony ptak.
- Nie tchórz mi tu, bo przerobię cię na smażonego kurczaka - mruknęła Nasane, która dopiero po tym, jak Kinta niebezpiecznie wzdrygnął omal jej nie zwalając z grzbietu zrozumiała co powiedziała. - Przepraszam
Mruknęła, po czym skierowała swój wzrok z powrotem na potwory siejące spustoszenie. Nie dadzą sobie rady, pomyślała Nasane. Starała się znaleźć jakiś sposób na zabicie tych stworzeń, ale nie miała pomysłu. W czasie, gdy chimery w akompaniamencie chaosu wśród mieszkańców rozrywały ich ciała na strzępy Nasane usilnie próbowała coś wymyślić. Już postanowiła odrzucić fakt, że to wioska, która próbuje ją zabić, jak zresztą każda inna. Potrzebowali pomocy, bo nie dość, że po wspaniałej konstrukcji miejsca pozostało jedynie pustkowie z kilkoma rusztowaniami, budynkami i namiotami, jeszcze ich mieszkańców zabijały nieśmiertelne stworzenia. Z zamyślenia rozbudził ją obraz himery zmierzającej w stronę blondyna, który pomagał wyraźnie poważnie zranionej Hanabi. Natychmiast się ożywiła. I wpadła na dość ciekawy pomysł. Pora wykorzystać trochę mocy, mam nadzieję, że wystarczy, pomyślała i poklepała Kintę szybko po plecach.
- Najwyższe obroty, chimera druga na lewo, zmierzająca do Naruto - rozkazała Nasane, wyznaczając ptaku cel w międzyczasie, ładując moc swojego demona w dłoniach.
- Jesteś pewna tego, co robisz? - spytał dla pewności Kinta, będąc już zaledwie kawałek od stwora, który z każdą chwilą zmierzał do blondyna. Musiała zdążyć.
- Ani trochę, ale musimy zaryzykować - powiedziała szybko Nasane. - Najwyżej nas zabije
- Rzeczywiście, małe ryzyko - odparł sarkastycznie ptak, który jeszcze bardziej przyspieszył.
Nasane uchwyciła jedną dłonią mocniej pióra Kinty, a drugą wyciągnęła przed siebie. Byli jeszcze kawałek od stwora, gdy Sakura panicznie wykrzyczała imię blondyna i wskazała na chimerę za nim. Blondyn nie zdążyłby zareagować i na pewno zostałby rozszarpany, gdyby nie Nasane. Kinta przeleciał zaraz za plecami chimery, a Nasane z dobrym wyczuciem złapała potwora za długą szyję, ciągnąc dalej z nimi. Kinta wyleciał do góry, a Nasane z trudem utrzymywała chimerę w swoim uścisku.
- Zeskakuję! - krzyknęła Nasane i zanim Kinta zdążył jakkolwiek zareagować dziewczyna była już w powietrzu. Umiejętnie manewrowała, unikając długich szpon potwora a to było naprawdę ciężkie i bez wątpienia ktoś inny już dawno by odpadł w tej walce. Cały czas trzymała chimerę za szyję tuż pod głową, by jego wydłużona szczęka jej nie dosięgnęła, ale stwór był naprawdę silny i omal nie uwolnił się z uścisku dziewczyny, która nie odpuszczała. Gdy potwór miał zamiar rozszarpać ją w pół Nasane umiejętnie zablokowała jego kończyny ze szponami nogami a jej druga ręka powędrowała na szyję stwora. Jednym płynnym ruchem z pomocą siły demona złamała szyję wyrywającemu się stworowi. Jego paszcza, która cały czas była otwarta powoli się zamykała a cały potwór przestał się szamotać. Nasane wyrzuciła ciało wyżej i szybko je spaliła, wypatrując kątem oka ptaka.
- Kinta! - zawołała, gdy w niebezpiecznym tempie zbliżała się na spotkanie z glebą. Kilka metrów przed zderzeniem poczuła pod plecami znajome pierze brązowego ptaka. Odetchnęła z ulgą, ale tylko na chwilę. - Jeszcze sześć - wymruczała podnosząc się do pionu.
- Urządzasz jakieś polowanie? - spytał ptak, gdy zmieniał kierunek na wciąż szalejące stwory.
- Można tak powiedzieć - oznajmiła Nasane z lekkim uśmiechem. Pokonanie jednego z nich dodało jej pewności siebie i poza tym ona kochała adrenalinę w czasie walki.
- Aż tak to po mnie widać? - spytała, parskając sarkastycznym śmiechem.
Gdy spojrzała na Naruto, ten był zszokowany. Patrzył na nią zdziwiony, jakby nie wierzył w to co słyszy. Nasane natychmiastowo odwróciła głowę w innym kierunku. Nie mogła dać się na to nabrać po raz kolejny. Wiedziała, że przedłużając to rozmowę popełnia błąd. Nie. Pogarsza swoją sytuację, bo błąd już popełniła. Zdała sobie sprawę, że nie powinna mu mówić o swoich uczuciach. Nie wiedziała, co chciała tym osiągnąć, bo na pewno nie jego litość. Przecież się zmienił w stosunku do niej. Stał się bardziej oschły i nieosiągalny. Nie potrafiła go zrozumieć, pojąć ani tym bardziej cokolwiek u niego wymusić. Wytarła strugi krwi o czarne szorty. W jednej chwili mróz zaczął jej mocno doskwierać. Znowu się złamała. Z jej obietnic po raz kolejny wychodziła klapa, a wystarczyło do tego spotkanie go. Nagle zawiał mocniejszy powiew. Nie wiedziała, jak to możliwe, ale wydało jej się, że był on wywołany za pośrednictwem Madary. Cicho westchnęła. Zawsze musiał się mieszać i stać między nimi. Nie mógł jej dać spokoju, nawet na chwilę by w ciszy mogła porozmawiać i zrozumieć... Właśnie, co? To, że go kocha zrozumiała już dawno. To, że jej nienawidzi też. To, że nie ma szans dla niej również. Ale w tamtej chwili po raz pierwszy Madara jej pomógł. Delikatnie się uśmiechnęła. Była pewna, że gdyby nie jego obecność już dawno zrobiłaby coś głupiego, jak na nią. Pomógł jej pozbierać myśli, niby jednym głupim podmuchem. Jednak to wystarczyło. Poczuła jego obecność w sobie i wiedziała, że musi podążyć tą ścieżką, którą obrała. A równało się to ze złapaniem ogoniastego. Przywdziana w maskę obojętności, tą samą co miała na samym początku spojrzała na niego, kładąc ręce na biodrach. Zdecydowanie rzekła:
- Jeszcze trochę czasu minie, zanim wreszcie wymarzę to głupie uczucie.
Nie wiedziała, jak bardzo zabolało to Naruto. Widziała jedynie jego oblicze zdziwienia, nic więcej. Nie wiedziała, że jej słowa mocno go zraniły. Wtedy to on spuścił głowę. Pokiwał delikatnie głową, by ukryć swój smutek i żal. On też chciał się "pozbyć" miłości do młodej Uchiha, ale nie potrafił tego zrobić. Wciąż wierzył, że może to być kłamstwo. Miał cień nadziei, ale zawsze to było coś.
-Doskonale cię rozumiem.-powiedział, na co ta podniosła jedną brew.-Ze mną jest tak samo.
Tym razem udało jej się ukryć zdziwienie. Zadawała sobie pytania, czy on właśnie wyznał jej miłość i o co tu chodzi, ale nie mogła długo myśleć, gdy Naruto ruszył na nią. Szybko odskoczyła do tyłu, odbiła się od drzewa i w mgnieniu oka wystrzeliła w stronę Uzumakiego. Blondyn w ostatniej chwili uniknął jej ataku i wyprowadził kontrę w postaci Rasengana. Nasane nie zdołała go uniknąć, a jedynie zamortyzować obrażenia. Nie pochłonęła wszystkich, ale zdecydowanie oberwała za bardzo. Uszkodził jej lewe ramię, z którego zaczęła się lać krew. Ból, który sparaliżował jej kończynę nie przeszkadzał jej za bardzo. Cicho przeklęła pod nosem, próbując w miarę możliwości wyleczyć się, ale Naruto znów na nią ruszał. W mgnieniu oka zniknęła mu z pola widzenia i osiadła pod jednym z drzew. Chciała zyskać jak najwięcej czasu na wyleczenie ran. Znów nie poszło po jej myśli, gdy usłyszała ten charakterystyczny szum wiatru. Ponownie zaatakował ją Rasen - Shurikenem. Ta szybko zmieniła kryjówkę i kontynuowała leczenie, które nic nie dawało. Wiedziała, że bez podstępu się nie obejdzie, na który obmyśliła już plan. Po jej prawej w odległości około dwunastu metrów leżało ciało Hinaty - idealny zakładnik. Gdy usłyszała jego bieg była szybsza i dobiegła w mgnieniu oka do Hyuugi, podnosząc ją z ziemi i wbijając w pobliskie drzewo. Chwyciła nieprzytomną za szyję i na oczach Naruto zamierzała udusić. Spojrzała na niego z pogardą w oczach.
- Nie wiesz, że nie powinieneś walczyć przy obecności twoich bliskich? Szczególnie w takim stanie, w jakim są. To bardzo nieodpowiedzialne. -warknęła.
Widziała jego złość. Kipiał nią na odległość. Jednak gdy chciał zrobić krok Nasane pokręciła głową i wskazała na Hinatę. Zrozumiał, o co jej chodzi. Jakby zrobił choćby najmniejszy krok Hinata by zginęła, dlatego cierpliwie stał w miejscu oczekując ruchu z jej strony. Miał tylko nadzieję, że Hinacie nic się nie stanie. Nie mógł pozwolić by niewinna osoba zginęła przez niego. Tym bardziej ona - dziewczyna, którą obiecał przed Nejim, że będzie chronił. Przez myśl Nasane przeszło, że to wszystko potoczyło się nie tak. Naruto nie powinien zakochać się w niej, a właśnie w kimś kto go pokocha i będzie DBAŁ o jego bezpieczeństwo, a nie starał się go uśmiercić. Jednak na myśl, że mógłby być szczęśliwy z kimś innym przepełniała ją zazdrość, dlatego nie widziała przeszkód dla siebie by zabić Hinatę. Na początku swojej "przygody" z Akatsuki nie dałaby rady tego zrobić z własnej woli. A teraz utwierdzało ją to w przekonaniu, jak bardzo się od tamtej chwili zmieniła. Wtedy cierpiała po stracie Hinaty, której ona dokonała, a teraz kroczyłaby promiennie uśmiechnięta, powtarzając w myślach: Zabiłam tą sukę Hyuuga. Hyuuga - klan, do którego pałała tak wielką nienawiścią. Jej wcześniejszą wersję nie interesował nawet fakt, że Hinata z niego pochodziła, za to w tamtej chwili ta świadomość dolewała jedynie oliwy do ognia złości, jakim nieoczekiwanie zaczęła Nasane płonąć w stosunku do niej. Była dumna z tego jakie poczyniła postępy w jej zachowaniu podczas walki. W reszcie nie była płaczliwą kunoichi, a zimnym i bezlitosnym mordercą.
- Zostaw ją. - powiedział, na co ona delikatnie się uśmiechnęła. - Przecież to mnie chcesz.
Wywołał tym stwierdzeniem promienny uśmiech u Nasane. Odniosła swój cel, łamiąc go, ale zapomniała o jednej ważnej rzeczy - nie byli we dwójkę na polu walki. Pomijając ofiary jej ataków była jeszcze jedna osoba, która za wszelką cenę chciała zapobiec wylewu krwi. Shizu podkradła się do Nasane od tyłu i ogłuszyła ją. Czarnowłosa straciła przytomność, będąc pewną, że to jej koniec. Opadła na ziemię, uwalniając Hinatę. Naruto od razu podbiegł do Hyuugi, chcąc sprawdzić czy nic jej nie jest. Shizu upadła na kolana przed Nasane. Nie powstrzymywała się dłużej i wybuchła głośnym płaczem. Uzumaki spoglądał na nią smutny. Podniósł Hinatę i zaniósł ją do Shizu. Skinął na nią głową, ale ona nie zareagowała. W dalszym ciągu dławiła się swoimi łzami, usilnie próbując uspokoić. Zakryła twarz i po chwili czuła jak po jej rękach spływają strugi łez. Naruto delikatnie ją objął, co wywołało u młodej dziewczyny jeszcze głośniejszy szloch. Siedzieli na chłodnej od śniegu ziemi objęci. Naruto gładził plecy dziewczyny, chcąc ją uspokoić. Rozumiał jej ból, bo w końcu sam podobny odczuwał z tym, że obydwoje okazywali go w inny sposób. Naruto wiedział co należy zrobić, ale specjalnie mu się nie spieszyło aby zabić Uchihę. Był przekonany, że jeśli Tsunade dowie się o jej aktualnej sile to nie daruje i wyda rozporządzenie by zabić ją za wszelką cenę. Nagle na polu walki pojawiły się dwie inne postacie. Uzumaki poznał po chakrze, że to Kakashi i Yamato ich znaleźli. Puścił już trochę spokojniejszą Shizu i odwrócił się w stronę kapitanów.
- Co tu się stało? - spytał surowo Kakashi.
Po chwili ujrzeli bezwładne ciało Nasane, a zaraz po tym zauważyli Sakurę, leżącą kilka metrów od nich, Ino, która opierała się o drzewo i Hinatę z czerwonymi śladami na twarzy. Przez chwilę ignorując Naruto ruszyli po ranne dziewczyny. Yamato przeniósł ostrożnie Ino i położył ją obok Shizu, tak samo jak Kakashi z Sakurą. Hinatę zostawili w spokoju, bo ze wszystkich była najpoważniej ranna. Spojrzeli pytająco na Naruto i wskazali ciało Uchihy. Jej klatka piersiowa wciąż unosiła się powoli w górę, a następnie w dół, sygnalizując, że Nasane wciąż żyje. Yamato wyciągnął kunaia, widząc, że Naruto nawet na nich nie spojrzał i zaczął iść w kierunku Nasane. Kakashi skinął głową, akceptując jego poczynania i wydając na nie pozwolenie. Naruto spojrzał mimowolnie na ciało Uchihy. Wyglądała niewinnie i tak biednie. Miała lekko rozchylone usta a grzywka delikatnie przysłaniała jej piękną twarz. Naruto nie mógł oprzeć się wrażeniu, że była dziewczyną, która podobała mu się najbardziej. Jej ciało spoczywało w pozycji embrionalnej. Nagle Naruto zauważył kunaia Yamato przy jej szyi. Jeden zdecydowany ruch i ... Pojawiło się wokół niej niebieskie Susanoo, które odepchnęło z całej siły Yamato. Naruto niezauważalnie odetchnął z ulgą. Sekundy brakowało aby to właśnie on odepchnął Yamato od Nasane. Zrobiłby to po prostu instynktownie bez żadnego powodu. Susanoo utrzymywało się przez cały czas. Niebieska poświata całkowicie ją osłaniała przed wrogami.
- Co tu się stało, Naruto? - spytał Kakashi po raz kolejny.
- Nasane nas zaatakowała. - odpowiedział beznamiętnie blondyn.
- Tyle już zauważyłem.
Naruto nic więcej nie powiedział, jedynie podniósł się z ziemi i zaczął, jak gdyby nigdy nic odchodzić z miejsca całego zdarzenia. Chwycił pod rękę Shizu i razem z dziewczynką odszedł. Kakashi i Yamato pozostali zaskoczeni w miejscu pobojowiska, gdzie wciąż były ranne dziewczyny i ciało Uchihy chronione Susanoo.
/Kilka godzin później/
Nasane obudziła się w zupełnie innym miejscu, niż w tym gdzie straciła przytomność. Zdziwiona rozejrzała się szybko wokół. Zero wrogów, cisza i spokój, a ona nie czuła się źle, nie licząc delikatnego mrowienia w jej ciele i uczucia zimna, które i tak zostało zniwelowane przez koc, którym była okryta. Nie rozumiała, co się tam stało. Była sama, bez ciał, cała i zdrowa. Mogła wyczuć lekki ból przy dotykaniu karku, bo właśnie tam dostała i została ogłuszona. Ale nic poza tym. Zero ran, ani rozcięć, śladów po walce. W pewnym momencie zaczęło jej się wydawać, że po prostu śni, albo to był jakiś głupi żart. Wstała powoli z oziębłej ziemi i zaczęła się kierować przed siebie. Była noc, wszędzie było ciemno, a mróz doskwierał zapewne nie tylko jej. Wokół nie było żadnej żywej duszy. Zapewne to właśnie ciemność i mrok miejsca sprawiły, że dziewczyna nie rozpoznała zupełnie innego położenia. Dziewczynę przeniesiono i zostawiono na teoretycznie pewną śmierć. Nikt jednak nie przewidział, że Nasane i to przeżyje. W końcu nie wiedzieli o jej morderczym treningu w Smoczej Grocie, gdzie nauczono ją odporności na mróz i na inne bziki natury. Ruszyła chwiejnym krokiem przed siebie. Zataczała się, co kilka sekund, nie wiedząc dlaczego. Zaczęła mieć zawroty w głowie, które nie ubłagalnie dawały jej o sobie znać. Otaczający ją mrok sprawiał, że nawet nie wiedziała, gdzie idzie i czy przypadkiem przed nią nie ma jakiejś pułapki. Nie, to było niemożliwe. Mróz i nadzwyczajny mrok w porze nocnej wskazywał jedynie na Kraj Żelaza. Musiała tam być. Chwyciła się za głowę i boleśnie uświadomiła sobie, że jej ciało jest całe obolałe. Uczucie bezsilności i całkowitej słabości przyszło z czasem. Nasane upadła na kolana, lądując do połowy ud w śniegu. Mróz nagle zaczął jej doskwierać po raz pierwszy od pół roku. Poczuła się strasznie bezsilna, bezwładna, w ogóle nie mająca władzy nad swoim ciałem. Próbowała wstać i iść dalej, ale nie wychodziło jej to. Czuła się jakby jej nerwy zmroziły się przez otaczający ją klimat. Zakaszlała głośno, przerywając głuchą ciszę wokół. Jeden raz wystarczył by za chwilę opanował ją niekontrolowany atak strasznych duszności. Rwanie w krtani sprawiało, że nie mogła złapać oddechu. Czuła się strasznie ociężała. Nie mogła się ruszać a koc, który był kawałek od niej nie pomagał jej. Głównie z przyczyny jego przemokniętej w całości tkaniny, która jedynie mogła pogorszyć stan dziewczyny. Padła bezwładnie na ziemię, wbijając się mimowolnie w śnieg. Cały czas niekontrolowanie kaszlała, zaczęła myśleć, że umiera. Tym razem naprawdę. Tym razem naprawdę za kilkanaście góra minut odejdzie, przemykało jej przez myśl. Zacisnęła mocniej zęby, nie chciała się poddawać, nie po tym co przeszła. Ale jej ciało wyraźnie mówiło: "NIE". Nie mogła usłyszeć odgłosów biegu, przez swój paniczny kaszel. Jedynie poczuła, jak czyjeś ramiona wygrzebują ją ze śniegu i opatulają w ciepły płaszcz. Słyszała stłumione krzyki, nagle rozbłysło światło a przed jej oczami mignął płaszcz Akatsuki. Uratowali ją. Nie zdała się jednak nawet na lekki uśmiech w podzięce za ratunek. Nie mogła, była cała zmarznięta. Przez zamglony obraz swojego wzroku ujrzała szarą czuprynę Hidana i długie blond włosy Deidary. Deidara trzymał w ręce latarnię, która raziła w oczy Nasane. Żwawo tłumaczył coś Hidanowi, który kładł Nasane na glinianym ptaku. Gdy przymocowali ją do "dzieła" blondyna natychmiast okryli ją dodatkową ilością koców. Nasane zasnęła po raz kolejny, gdy wznieśli się w przestworza.
/Następnego dnia.../
Tym razem obudziła się w przyjemniejszych warunkach, a na pewno lepszych od pobudki po uszy w śniegu, mrozie i mroku. Głowa dalej przypominała jej o nieziemskim bólu podczas strasznej nocy w Kraju Żelaza. Zza ściany dobiegały do niej odgłosy Akatsuki. Postanowiła nie czekać w pustym pomieszczeniu, gdzie pustkę niszczył jedynie materac, na którym leżała przykryta dziesiątkami koców. Oprócz tego została umiejscowiona zaraz obok małego paleniska, z którego cały czas wydobywał się żar płomieni. Wstała. Czuła się normalnie. Nic oprócz lekkiego bólu głowy jej nie dolegało. Powoli ruszyła do wyjścia. Kryjówka w Kraju Ognia, od razu poznała ją po dziurze w ścianie korytarza, znajdującego się pod ziemią. Do tej pory jej nie naprawili. Dziura w samym środku ziemi aż się prosiła aby do niej wskoczyć. Parsknęła cicho, przypominając sobie wydarzenia, które teoretycznie były tak niedawno a minął prawie długi rok. Bez wahania ruszyła w stronę drzwi zza których dobiegały odgłosy głośnej dyskusji członków Brzasku. Z impetem je otworzyła, powodując tym samym nagłą ciszę wśród morderców. Obito nie miał założonej maski i siedział przy biurku na samym środku ponurego pomieszczenia, sprawiającego takie wrażenie przez uderzający chłód od szarych ścian, z których w niektórych miejscach płaty farby po prostu odchodziły pozostawiając po sobie nieestetyczny biały ślad.
- Gdzie Lis? - spytał, widząc Nasane w pełni sił.
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami.
- Ach, tak? To ja ci powiem. - zaczął wkurzony, odszedł od biurka. - Na pewno nie z tobą!
- Daj spokój, głowa mnie jeszcze boli.
- Głowa? Narzekasz na ból głowy, podczas gdy zawaliłaś sprawę po całości?!
Obito był wyraźnie wkurzony i nie kontrolował siebie. W przeciwieństwie do Nasane, która sprawiała wrażenie oazy spokoju na tle jego furii. Po części to była prawda. Dziewczyna o wiele lepiej panowała nad nerwami od starszego członka z jej klanu.
- Zawalić, to wy mi zawaliliście. On był już w zasięgu mojej ręki, gdy Deidara postanowił wyjawić mu prawdę. - powiedziała spokojnie, wskazując palcem prawej ręki na blondyna.
- Ładnie dziękujesz za ratowanie ci skóry. - odparł blondyn, piorunując czarnowłosą wściekłym spojrzeniem. Nasane prychnęła, nie kryjąc swojej niechęci do rozmów z nim.
- To na co czekałaś? - spytał spokojniej Obito, ignorując Deidarę.
- Wytykanie mi błędów przeszłości nic ci nie da. - powiedziała dziewczyna. - Teraz staram się podejść go inaczej niż wy. Jeżeli mamy go pojmać to na pewno nie siłą, bo nie dacie rady.
- My nie damy rady? Nie zapominaj o sobie i twojej porażce z nim. - wtrącił się Hidan.
- Nie zapominaj o tym, jak omal nie zabił ciebie i Kakuzu - warknęła Nasane, gromiąc siwowłosego wzrokiem. Hidan odwrócił od niej wzrok i już zamilczał. - Jeszcze nie wszystko stracone i mogę to odkręcić, a w ostateczności go złapać, więc teraz jedyne co możecie zrobić to cierpliwość.
- Na cierpliwości już się przejechaliśmy, teraz zaatakujemy chociażby wszyscy razem - powiedział Obito, opierając się o blat biurka. - On będzie nasz
- Pakuj się w tarapaty sam, nie zamierzam wam pomagać w tym - warknęła Nasane. W odpowiedzi została obdarzona wymownym spojrzeniem każdego obecnego w pomieszczeniu. - Nie będę tu siedzieć wśród was - powiedziała i zaczęła kierować się do wyjścia.
- Dokąd idziesz?! - krzyknął za nią Obito.
- Jak najdalej od was - warknęła, po czym opuściła pomieszczenie bez żadnych dodatkowych wyjaśnień.
Wyszła z towarzyszącym jej głośnym trzaskiem drzwi. Szybkim tempem przemierzała ciemny korytarz. Nienawidziła tej kryjówki przez ten labirynt, którego powoli uczyła się na pamięć. Skręt w prawo, lewo, prosto i jest przy wyjściu z kryjówki, którym był jeden wielki głaz. Wiedziała, że tego pożałuje, ale postanowiła dać upust irytacji i z całej siły przywaliła w ogromny kamień, który rozpadł się na miliony kawałeczków. Akatsuki jeszcze pożałuje takiego zadzierania z nią, myślała, gdy szybkimi susami wybiegła na powierzchnię. Zaciągnęła się świeżym powietrzem i zdała sobie sprawę, że jest ubrana za ciepło jak na taką pogodę. Miała nałożoną czarną bluzkę, która ewidentnie była na nią za duża. Pod nią wyczuwała opinający jej talię czarny top, który miała nałożony w czasie wyprawy do Kraju Żelaza. Ciemnobrązowe spodnie były bardzo luźne i długie. Sięgały jej grubo za kostki. Na nogach jak zwykle miała swoje czarne glanopodobne buty. Słońce doskwierało jej niemiłosiernie, więc zrzuciła z siebie bluzkę i wyciągnęła kunai z lewego buta. Przecięła nogawki do połowy ud i wyrzuciła skrawki ubrania za siebie. Schowała kunai i zaczęła przed siebie biec. Nie wiedziała dokąd zmierza, chciała po prostu się odstresować. Nie zwracała uwagi na żadne przeszkody tylko przemierzała kolejne zarośla w zdecydowanym tempie, co jakiś czas znacząc drzewa, oczywiście, energicznym kopnięciem. Rozpierały ją emocje, jak jeszcze nigdy i musiała się na czymś wyżyć, ale nie lubiła niszczyć tego, co ją otacza. Jednak przed łamaniem pod wpływem jej siły drzew nie miała specjalnych oporów. Co jakiś czas zachłystała się powietrzem i brała kolejny wdech. Jej płuca wskoczyły na o wiele wyższe obroty i jakoś jej to nie przeszkadzało. Dotarła po kilkunastu minutach nieustannego biegu do małego oczka wodnego. Zrezygnowana uklękła przy biegu i przetarła twarz. Myślała, że choć trochę się spociła, ale po jej czole nie spływała ani jedna kropelka niechcianej cieczy. Otoczenie wokół niej dawało znać o tym, że dzień powoli zbliżał się ku końcowi. Kolejna noc miała za niedługo nastać. Dziewczyna rozejrzała się wokół siebie, ale oprócz drzew nie zauważyła nic, co mogło przykuć jej uwagę na dłużej niż trzy sekundy. Postanowiła przemyć twarz. Potrzebowała chwili spokoju, lenistwa i odpoczynku. Całe sześć miesięcy męczyła się bardziej niż inni mogli w ogóle sobie wyobrazić. W ciągu tego pół roku zmieniło się więcej niż się spodziewała. Pięć Wielkich Nacji zechciało współpracować ze sobą by osiągnąć cel - unicestwienie Akatsuki. Prychnęła na samą myśl o tym. Niedoczekanie. Nawet jeśli zabiją wszystkich członków Brzasku to zło i tak powstanie, a na świecie pojawi się coś o wiele gorszego od płatnych zabójców. Jeszcze nie wiedziała co. Może i nie przepowiadała przyszłości, ale to według niej było nieuniknione. Położyła się na trawie i obserwowała niebo, zachodzące powoli w odcieniach fioletu. Na jej twarz wkradł się błogi uśmiech. Wreszcie odpoczynek, pomyślała. W pewnej chwili do jej uszu dobiegł głuchy wybuch. Natychmiast wstała pod wpływem adrenaliny zbliżającej się walki i przerwanym spokojem. Nagle nadeszła fala uderzeniowa, która zmiotła dosłownie która zmiotła dosłownie każde drzewo. Nasane oberwała jednym z nich i pod wpływem siły fali oderwała się od podłoża i poleciała kilkanaście metrów za siebie. To był moment, w którym znalazła się przygnieciona pod kilkoma drzewami. Zdenerwowana uderzyła w pnie, które na jej szczęście od dawna już były suche i wymarłe. Kory drzew przepołowiły się a Nasane z trudem opuściła miejsce, w którym się znajdowała. Teraz lasu już nie było a wystarczyła do tego jedna chwila. Ale nie to przykuło jej uwagi. Na niebie pojawiła się ogromna chmara zielonego dymu, układająca się w kształt czaszki.
- O co, do cholery, tu chodzi? - wyszeptała zszokowana.
Pierwszy raz przeżyła coś takiego i była prawie pewna, że to nie mogła być zasługa człowieka. Siła fali uderzeniowej była zdecydowanie zbyt duża i nie zmiotłaby z powierzchni ziemi tak wiele. Zaczęła powoli iść w kierunku chmary dymu utrzymującej się na niebie w umyśle tłumacząc sobie, że to na pewno nic takiego. Po chwili sama się za to skarciła. Coś takiego nie następowało bez konkretnego powodu. Wszystko było pogmatwane. Stanęła nad urwiskiem, którego wcześniej nawet nie zauważyła. Spojrzała w dół i zamarła. Musiała naprawdę biec z zaskakująco prędkością skoro znalazła się akurat tam. Wioska Liścia rozciągała się w oddali, a raczej jej pozostałości. Nie rozpoznałaby tego miejsca, gdyby nie wyrzeźbione twarze Hokage, które były widoczne na tle rusztowań i zwyczajnie pustego terenu.
- Co tam się wydarzyło? - spytała siebie, nieświadoma masakry jaką urządziło Akatsuki, gdy jej nie było, a raczej gdy się męczyła w jaskini.
Widocznie mur otaczający wioskę uchronił ją od większych szkód wywołanych przez falą uderzeniową, które sięgnęły innych miejsc. Ludzie panikowali. Nawet z odległości kilku set metrów słyszała i przeczuwała ten chaos wśród mieszkańców, który wydawał się nie mieć końca. Dziewczyna cały czas spanikowana spoglądała na dym, który powoli jakby wyparowywał. Nagle coś sobie uświadomiła.
- To nie jest dym - powiedziała sama do siebie, by po chwili zrozumieć. - To przecież ogień
Wprowadziło to do jej głowy jeszcze większy mętlik. Zakryła usta dłonią, próbując jakoś to wszystko rozwikłać co nijak jej wychodziło. Zielony ogień nie był spotykany na co dzień i coś takiego kojarzyło się jej jedynie z... demonami. Musiała przyjrzeć się temu ze zdecydowanie bliższej odległości by pojąć czy to jest niebezpieczne i w przypadku odpowiedzi twierdzącej - jak bardzo? Zeskoczyła płynnie z urwiska, co jakiś czas amortyzując upadek łapaniem się wystających kamieni, czy gałęzi. Znalazła się na pewno bliżej wioski, ale nie o to jej chodziło. Dziewięcioogoniasty znów musiał zostać odłożony na dalszy plan, bo wyraźnie coś nie pozwalało im wszystkim kontynuować pracy i zostać zbagatelizowane. Pisk, głośny wrzask rozrywający czaszkę. Tym razem to nie były figle demona, który postanowił dać sobie znać a coś, co było w rzeczywistości i mogło zabić. Nasane spojrzała w górę i ujrzała siedem postur dziwnych stworów, które z piskiem kierowały się na Wioskę Liścia. Dziewczyna, nie tracąc czasu przyzwała Kintę i wzniosła się w przestworza. Odgarnęła grzywkę z lewego oka i założyła ją za ucho. Wyostrzył się jej wzrok przez, co na tle wioski ujrzała smukłe ciała potworów z wyrośniętymi na plecach skrzydłami. Przypominały jej potwory z bajek, potocznie nazywane chimerami. Przedstawiane były jako potwory o długim, smukłym ciele z długą szyją ze szponami i skrzydłami. Ich głowa była znacznie wydłużona a zacisk szczęki był ogromny i dla każdego, kto by się znalazł pomiędzy rzędami ostrych jak brzytwy zębów skończyłby się śmiertelnie. Nasane otworzyła szerzej oczy, widząc uderzające podobieństwo między stworami z bajek, które nawiasem mówiąc bajkami nie powinny być skoro przedstawiały zabójcze stwory, co już wyglądem budziły postrach wśród ludzi. Nie tracąc czasu kazała Kincie ruszyć, czym prędzej przed siebie. Nie miała zamiaru ratować mieszkańców, a jedynie dowiedzieć się więcej o czaszce z ognia, która mogła mieć wiele wspólnego z chimerami, nadlatującymi z atakiem na wioskę. Nie wiedziała tylko jak miała od nich coś wyciągnąć. Podobno chimery były stworzeniami nieśmiertelnymi, przynajmniej tyle Nasane wyniosła z bajek opowiadanych w dzieciństwie. Gdy zbliżyli się do wioski dziewczyna kazała się Kincie zatrzymać.
- Zamierzasz z nimi walczyć? - spytał przerażony ptak.
- Nie tchórz mi tu, bo przerobię cię na smażonego kurczaka - mruknęła Nasane, która dopiero po tym, jak Kinta niebezpiecznie wzdrygnął omal jej nie zwalając z grzbietu zrozumiała co powiedziała. - Przepraszam
Mruknęła, po czym skierowała swój wzrok z powrotem na potwory siejące spustoszenie. Nie dadzą sobie rady, pomyślała Nasane. Starała się znaleźć jakiś sposób na zabicie tych stworzeń, ale nie miała pomysłu. W czasie, gdy chimery w akompaniamencie chaosu wśród mieszkańców rozrywały ich ciała na strzępy Nasane usilnie próbowała coś wymyślić. Już postanowiła odrzucić fakt, że to wioska, która próbuje ją zabić, jak zresztą każda inna. Potrzebowali pomocy, bo nie dość, że po wspaniałej konstrukcji miejsca pozostało jedynie pustkowie z kilkoma rusztowaniami, budynkami i namiotami, jeszcze ich mieszkańców zabijały nieśmiertelne stworzenia. Z zamyślenia rozbudził ją obraz himery zmierzającej w stronę blondyna, który pomagał wyraźnie poważnie zranionej Hanabi. Natychmiast się ożywiła. I wpadła na dość ciekawy pomysł. Pora wykorzystać trochę mocy, mam nadzieję, że wystarczy, pomyślała i poklepała Kintę szybko po plecach.
- Najwyższe obroty, chimera druga na lewo, zmierzająca do Naruto - rozkazała Nasane, wyznaczając ptaku cel w międzyczasie, ładując moc swojego demona w dłoniach.
- Jesteś pewna tego, co robisz? - spytał dla pewności Kinta, będąc już zaledwie kawałek od stwora, który z każdą chwilą zmierzał do blondyna. Musiała zdążyć.
- Ani trochę, ale musimy zaryzykować - powiedziała szybko Nasane. - Najwyżej nas zabije
- Rzeczywiście, małe ryzyko - odparł sarkastycznie ptak, który jeszcze bardziej przyspieszył.
Nasane uchwyciła jedną dłonią mocniej pióra Kinty, a drugą wyciągnęła przed siebie. Byli jeszcze kawałek od stwora, gdy Sakura panicznie wykrzyczała imię blondyna i wskazała na chimerę za nim. Blondyn nie zdążyłby zareagować i na pewno zostałby rozszarpany, gdyby nie Nasane. Kinta przeleciał zaraz za plecami chimery, a Nasane z dobrym wyczuciem złapała potwora za długą szyję, ciągnąc dalej z nimi. Kinta wyleciał do góry, a Nasane z trudem utrzymywała chimerę w swoim uścisku.
- Zeskakuję! - krzyknęła Nasane i zanim Kinta zdążył jakkolwiek zareagować dziewczyna była już w powietrzu. Umiejętnie manewrowała, unikając długich szpon potwora a to było naprawdę ciężkie i bez wątpienia ktoś inny już dawno by odpadł w tej walce. Cały czas trzymała chimerę za szyję tuż pod głową, by jego wydłużona szczęka jej nie dosięgnęła, ale stwór był naprawdę silny i omal nie uwolnił się z uścisku dziewczyny, która nie odpuszczała. Gdy potwór miał zamiar rozszarpać ją w pół Nasane umiejętnie zablokowała jego kończyny ze szponami nogami a jej druga ręka powędrowała na szyję stwora. Jednym płynnym ruchem z pomocą siły demona złamała szyję wyrywającemu się stworowi. Jego paszcza, która cały czas była otwarta powoli się zamykała a cały potwór przestał się szamotać. Nasane wyrzuciła ciało wyżej i szybko je spaliła, wypatrując kątem oka ptaka.
- Kinta! - zawołała, gdy w niebezpiecznym tempie zbliżała się na spotkanie z glebą. Kilka metrów przed zderzeniem poczuła pod plecami znajome pierze brązowego ptaka. Odetchnęła z ulgą, ale tylko na chwilę. - Jeszcze sześć - wymruczała podnosząc się do pionu.
- Urządzasz jakieś polowanie? - spytał ptak, gdy zmieniał kierunek na wciąż szalejące stwory.
- Można tak powiedzieć - oznajmiła Nasane z lekkim uśmiechem. Pokonanie jednego z nich dodało jej pewności siebie i poza tym ona kochała adrenalinę w czasie walki.
~*~
No ten tego, ja chyba powinnam gdzieś uciec ;_;. Ale tak na serio to opowiadanie z Nasane stało się dla mnie, hm, tak jakby drugorzędne ze względu na to, że zaczęłam zupełnie inne. Ta, zamiast dokończyć jedno i dopiero zacząć następne zrobiłam na odwrót. Nie chcę tego opowiadania zawieszać ani nic w tym rodzaju, ale nie ukrywam, że rozdziały nie będą pojawiać się tu często, chyba że krótsze, bo tak długich to nawet w tym drugim nie robię. (Btw to drugie ani trochę nie jest związane z "Naruto", więc nie zamierzam go wspominać, bo to taki typowy po prostu romans ;_;). Ogólnie muszę się też poskarżyć na twórców anime, którzy akurat teraz, gdy chcę zaczerpnąć jakąkolwiek wenę na wojnę postanowili mi zacząć wątek z jakimiś powrotami do starych czasów. No normalnie masakra. Nie ukrywam, że do wątku Wojny Shinobi, którą już zapowiadałam w tym opowiadaniu zainspiruję się właśnie po części anime i mangą, ale do tego trzeba trochę poczekać. No cóż, wątek z "apokalipsą" zaczęłam trochę wcześniej niż planowałam na początku, bo miałam zamiar Nasane wysłać jeszcze na kilka prób pojmania Naruto, które nawiasem mówiąc i tak skończyłyby się fiaskiem, więc postanowiłam od razu przejść do tego wątku, który najbardziej chciałam napisać od samego początku ( głównie ze względu na {SPOILER ALERT} NaruNasa, którego tam trochę będzie ). A co się dziewczyna będzie męczyć jeszcze z Naruto. Niech pomęczy się ze stworami xd Obiecuję, że zaraz po zakończeniu drugiego opowiadania wrócę tu i dopnę wszystko na ostatni guzik i może w końcu dokończę ten durny OS xd No sam koniec drugiego opowiadania szybko nie nadejdzie raczej, ale patrząc po ostatnich dniach gdzie w ostatnie pięć dób napisałam pięć rozdziałów to zapowiada się ciekawie. Jeżeli dobrze pójdzie to dokończę je gdzieś do września i będę mogła wrócić do Nasane. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak stęskniłam się za tą psycholką *__* Pewnie nawet bardziej niż wszyscy czytelnicy tego opowiadania xd Jak zwykle: "strefa komentarzy nie gryzie, jak już tu jesteś i postanowiłeś/aś przeczytać tą najdłuższą chyba notkę jaką kiedykolwiek tu dodałam, to możesz napisać chociaż krótką opinię w komentarzu, a ja ci gwarantuję, że to pomoże ;)".
PS W sierpniu, gdzieś w połowie jadę do Łodzi, potem do Warszawy i to jest taki mój "urlop" od drugiego opowiadania, więc bez wątpienia coś napiszę u Nasane, czyli do września może nie będzie tu takich pustek. Spokojnie, żyję i nie zapomniałam o mojej ukochanej OC! Do zobaczenia w następnym!
PS 2. Możecie mi też napisać jak tam Wam mijają wakacje, bo szczerze bardzo mnie to ciekawi ( to wcale nie jest żebranie o komentarze! ). Ja akurat teraz spędzam je w pracy >.<
DOBRA! Do zobaczenia w następnym! (ewentualnie notce, jeśli o czymś będę miała zamiar was powiadomić)
Komentarze
Prześlij komentarz